Czesko-włoska produkcja o muzyku w Italii, który chce tworzyć muzykę i w tym celu oddaje się władzy arystokracji, którzy go wykorzystują, ale jednak obietnicę spełniają: będzie mieć szansę stworzyć operę. Sama historia jest fikcyjna, o ile wiem, chociaż w tle przewinie się pięcioletni geniusz muzyczny imieniem Wolfgang.
Ekran ugina się od przepychu: renesansowe oraz barokowe wystroje wnętrz, stroje, sztuka. To głównie lekko idealizowana wizja tych czasów, w której wszyscy są atrakcyjni i zadbani, czyści i zdrowi, chociaż łączy to z elementami turpistycznymi w porównaniu do reszty opowieści (utrata nosa w wyniku choroby, patologiczna skóra u wielu podobnych pacjentów). Jest w tej historii erotyka (postaci faktycznie się zdobywają nawzajem i czują pociąg jeden do drugiego, ludzkie ciało – głównie kobiece – też jest ukazane w całym jego pięknie), muzyka i skomplikowane emocje, ale nie skomplikowane motywy czy postaci. Twórcy na ekranie dają radę uchwycić wątpliwości i ciężar tworzenia połączonego z jednoczesnym wstydem ceny, jaką trzeba było za to zapłacić. Podniosłość chwili, gdy aria jest wykonywana, połączona z żalem, że widownia grzecznie tylko ukrywa znużenie oraz ziewanie. Element finansowy też jest napomknięty, minimalne ceny dla samych twórców w kontekście wysokich opłat dla artystów śpiewających.
Atrakcyjna wizualnie produkcja, która ledwo-ledwo daje radę dodać coś od siebie do tej znajomej historii. Sukces okupiony ceną i życie zakończone myślą: czy było warto?